Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53  —

wydawało się zawsze dosyć niezdarnem jako pomysł, to też sądzę, że początek dała mu prawdopodobnie epoka, w której podłogi były i zimne i nieczyste. Został nam tedy nawyk, pomimo, że przyczyny skłaniające do niego już nie istnieją. W każdym razie jest to zwyczaj tak dalece zakorzeniony, że gdybym ja naprzykład, czując się znużonym, zamiast usiąść, wyciągnął się na posadzce wobec moich parafianek, zupełnie nie wiem, jakby one wzięły taką z mojej strony dowolność. Głośno byłoby o tem z pewnością na parę mil dokoła. Bądź co bądź, zupełnie naturalnem jest, aby człowiek szukający spoczynku zmienił postawę prostą i stojącą na inną dogodniejszą, i pod tym względem zarówno Grecy, jak Rzymianie...
Anioł nie robił sobie najmniejszego ambarasu z przerywaniem cudzej mowy, gdy coś bardziej uderzyło jego uwagę.
— A to co takiego? — zapytał nagle, wskazując na stojący na postumencie bardzo ładny okaz zimorodka.
— To jest taki ptaszek wypchany — ja go sam upolowałem.
— Co to znaczy „upolowałem“?
— No, to... niby tak, jak gdybyś powiedział: zabiłem: