Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   34  —

arfy eolskiej. Cudowny kraj, w którym niezrównanego blasku morza zawieszone są u niebieskiego stropu, a po nich płyną dziwnej konstrukcyi nawy, niewiadomo gdzie i w jakim celu. Kwiaty świetlne zwieszają się z błękitów, a gwiazdy błyszczą u stóp. Życie jest tam jedną nieprzerwaną rozkoszą. Kraj ten nie ma żadnego kresu, nie wiedzą tam nie mieszkańcy o systemie słonecznym, ani o świecie międzyplanetarnym, jak tu na ziemi. Nic, prócz piękna! A to piękno, o którem nasza sztuka daje nam słabiutkie wyobrażenie, to odblask zaledwie tego świata dziwów, podobnie naprzykład, jak o naszych kompozytorach najpierwszych można powiedzieć, że zaledwie pochwycili kurzawę akordów, brzmiących w tych sferach, które im z tamtąd przyniosły powiewy jakieś tajemnicze w godzinach ich twórczego natchnienia. Tym światem rządzą niewątpliwie jakieś prawa istnienia fizycznego, ale o ileż się one różnią od tych pojęć, które my łączymy z prawem przyrodzonem. Ich geometrya jest zupełnie nie tem samem, co ziemska, bo oni przez powierzchnię rozumieją krzywiznę, i dlatego wszystkie ich plany mają kształt cylindryczny, Prawo ciążenia także całkiem od naszego odmienne, bo niema tam mowy o stosunku, kwadratów z odległości,