Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   33  —

razie to, czego ja doświadczam w tej chwili nie byłoby wcale snem...
Potarł sobie piękne czoło swoje dłonią, patrząc na stado zwierząt, które się zatrzymało w miejscu.
— No, więc musiałbym się zgodzić na to z panem, że ja istnieję tu realnie, materyalnie i konkretnie, i jestem aniołem spadłym do Krainy Snów, jakimś sposobem dla nas obu niepojętym.
Anioł uśmiechał się łagodnie. Wikary wpatrywał się w niego z najwyższem natężeniem, ale go niepokoiła ciągle myśl, czy aby on sam przebywa w tym świecie realnym. Bo zbyt wiele rzeczy, których nie przeczuwał nawet, dowiedział się dzisiaj w ciągu tych kilku chwil ostatnich. Powiedział mu ten młodzian skrzydlaty następnie, że tam, zkąd on przychodzi, niema ani boleści, ani zmartwień, ani śmierci, ani małżeństw, ani narodzin, ani zapomnienia. Tylko niekiedy fakta powracają, wznawiają się. Kraj cały, materyalnie biorąc, jest bez wzgórzy i bez dolin, pełen dziwnych budowli, bez przerwy oświetlany słońcem, gdzie łagodny podmuch wiatru wieje jednostajnie, wydając w zetknięciu z konarami drzew dźwięki, podobne do brzmień