Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   29  —

tów! — potwierdził ze spokojną pewnością w głosie anioł.
— No, bah! — protestował wikary. — Niechajże kto mnie przekona, że ja nie jestem postacią realną!
Anioł ruszył ramionami na ten argument.
— Alboż to ja nie mogę mówić we śnie? Zawsze to robię przecież!
— A teraz właśnie śnisz, bo to chcesz wyraźnie powiedzieć.
Wikaremu zaczynało się trochę mieszać w głowie, ale zrobił wysiłek bohaterski, bo przecież nie darmo studjował swojego czasu matematykę w Cambridge; to też odzyskując nieco odwagi, zagadnął:
— W takim razie racz mi pan wymienić kilka tworów z pańskiego świata — tego świata realnego.
— Świata realnego? No, są naturalnie gryfy, smoki, sphinxy, cherubiny, hipogryfy, syreny, satyry... Może chcesz pan jeszczcze więcej?
— Nie, dziękuję! Tego, co usłyszałem, wystarcza mi zupełnie, i teraz zaczynam pojmować.
Milczał czas jakiś i dodał:
— Do pewnego stopnia widzę nawet...
— Co pan widzisz?