Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   236   —

— Cóż ja mogę? Ja tylko bardzo współczuję temu, co się z panem stało, ale nie mogę nic zrozumieć.
Na te nieokreślone objawy sympatyi nie było natychmiastowej odpowiedzi. Anioła przy bladem świetle księżyca mile uderzyła czystość wyrazu i piękna linja tego niewieściego profilu i spojrzał na Dalję inaczej jakoś zupełnie, niż patrzył dotąd. A potem szeptał do siebie:
— Jaki dziwny jest ten świat ich cały — jakie szczególne na nim budzą się uczucia!
Księżyc bystrzej spojrzał teraz z poza chmur, a dziewczyna wstydliwie cofnęła ręce od tej głowy płowej, powtarzając natomiast bezładnie swoje poprzednie zapewnienia:
— Cóż kiedy ja panu nic dopomódz nie mogę. A dałabym wszystko, żeby ulżyć jego smutkowi...
Jeszcze jej się przyglądał ciągle, ale i na jego twarzy żałość ustępowała coraz bardziej miejsca zakłopotaniu.
— Nie miałem pojęcia, aby się mogły budzić pragnienia podobne! Co za życie niepojęte!
I szeptali tak oboje — każde co innego — on siedzący na ziemi — ona przy nim na klęczkach.