Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   233   —

malujące ów byt zaświatowy, te jego własne sny rozkoszne, wywołane anielską harmonią po raz pierwszy zasłyszanej muzyki... Wyobraźnia uzupełniała marzenia — nadawała barwy i kształty obrazom tych regionów, w których przebywał dotąd ów nieznajomy zwiastun lepszego życia. A w miarę, jak się pogrążał myślą w tym świecie snów czarownych, bladły mu jego troski ziemskie, rozwiewały się ponure wspomnienia, i te niechęci ludzkie, takie namiętne, a poziome, i brutalne instynkty, wybuchające przy każdem zetknięciu się z tymi, którzy o innych warunkach istnienia wspomnieć się nie odważą.


Dalja siedziała obok otwartego okna swego pokoiku, oczekując na grę tego wieczora, podobnie jak czekała codzień. Ale przyroda zdawała się nie sprzyjać harmonii sfer niebieskich. Niebo zachmurzyło się ze wszystkich stron, i zaledwie w jednej części jego skłonu ku ziemi przeświecał blady promień księżyca. U zenitu pędziła jakaś strzępiasta chmura, i raz przesłaniała sobą nikłe światło nocnej gwiazdy, to znowu ukazywała bezbrzeżną krainę błękitów, przyćmioną dzi-