Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

za szeląg złamany. Jak go tu puścić w ten odmęt — w tę lodowego chłodu pustynię ludzką? I co się z tobą stanie? Bo gdybym to ja miał jednego chociażby przyjaciela na świecie, o którym z góry byłbym przeświadczony, że mi uwierzy! Ale ja nie znam nikogo takiego.
— Nie powinieneś się pan tak dalece udręczać losem moim, bo jak mię sam zapewniałeś, życie wasze jest doczesne, a nawet krótkie. I to zdaje się stanowi jego stronę najlepszą. Po za tym końcem, niema tu nic dla mnie powabu, ani interesu.
— Bo widzisz, mój drogi, ja, bądź co bądź, zdradziłem ciebie, — zwrócił się ze skruchą wikary. — Im należało otwarcie powiedzieć, tym istotom poziomym: „Oto co jest treścią życia! — oto, co w niem znaleźć może człowiek najlepszy!
Zatrzymał się, a po namyśle powtórzył z mocą:
— Tak! — to niezaprzeczenie treść...
— No, tak! ale co do mnie, to ja w życie pana wniosłem tylko niepokój i troskę...
— Źle mówisz. Wniosłeś w moje życie biedne bardzo wiele. Rozbudziłeś mnie. Do jakiego poziomu ja się już obniżyłem w pojęciach moich, zanim się zjawiłeś ty! Toż