Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

każdemu i dlatego nie dziwże się mnie, gdy patrzę na tego dobrego towarzysza zahipnotyzowanego przez ciebie, bo żeś go zahipnotyzował, o tem dwóch zdań być nie może Nie wiem kim jesteś i zkąd przybywasz — to fakt, ale oznajmiam ci, że wcale nie myślę zachowywać się biernie wobec widocznego chylenia się do obłędu tego dobrego człowieka.
— Gdzie tu jest obłęd? W tem chyba, że ten człowiek o żywszej, niż pan, wyobraźni marzy o świecie, którego nie widział, ale który przeczuwa w pewnym stopniu.
— Otóż ja właśnie protestuję przeciw tym jego marzeniom. Mnie się w pole nie da wyprowadzić tobie, mój młody panie! Ty powtarzaj swoje, a ja będę twierdził swoje. Podług mnie, albo jesteś waryatem, który się wydostał na wolność (co jest mniej prawdopodobnem), albo jesteś poprostu oszustem. Ja twego świata, o którym rozpowiadasz cudowne rzeczy, nieznam wcale, ale za to znam bardzo dobrze ten, na którym żyję, i dlatego zapowiadam ci stanowczo, że jeśli od zajmującej osoby twojej nie uwolnisz jaknajrychlej Hilyera, ja zawiadomię policyę i zamkną cię — albo w więzieniu, jeśli się nie wylegitymujesz należycie — albo w domu zdrowia, jeśli zechcesz