Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   195  —

pobitego. Wyobraźcież państwo sobie, z czem on mi się zwierzył!..
— Nie moim jest zwyczajem stawać wbrew ogólnemu nastrojowi tak odrazu, bo przyznać musicie państwo wszyscy, że was otumaniło to jego brzdąkanie — niemniej od pierwszej chwili poczułem, że to są muzyczne dywagacye. Nic nadto!
— Ależ, naturalnie — potwierdził z przekonaniem Jerzy Harringay. — To było obłąkanie, oddane smyczkiem na strunach. Ale jakże tu było wystąpić mnie jednemu wobec tylu znawców. Za to pańska muzyka, panie Willmerdings...
— Panie Jerzy, nie bądź pan tak surowym! — broniła ze współczuciem miss Pirbrigt młodsza.
— On jednakże — mówię o wikarym — jakoś zbytecznie wziął do serca ostateczną porażkę swego pupila. Nie mówiąc już o krawacie, który wymownie malował jego wzruszenie wewnętrzne, to jego pognębienie, gdy się przekonał, że mistyfikacya skończona — ta jego rozpacz..! Eh! w tem wszystkiem musi być jeszcze coś, czego my obecni nie wiemy, ile nas tu jest.
— Coraz bardziej przekonywam się, że