Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   184  —

Wikary zatrzymał dech.
— Jakie punkta? jakie linije? — pytał z naciskiem proboszcz, zadowolony, że pochwycił młodzieńca na tak grubem nieuctwie.
Anioł wskazującym palcem wytłumaczył mu o czem mówił.
Są w towarzystwie chwile złowrogiego milczenia, wymowniejszego o wiele od słów. Jedna z takich zapanowała teraz w salonie lady Hamergallow. Zrozumiał też nawet ten mieszkaniec sfer odległych, że położenie zmieniło się błyskawicznie na jego niekorzyść, bo mu to oznajmił i szyderczy uśmiech pana Willmerdings, to jest owego proboszcza z Ipping-Hanger, i osłupienie gospodyni domu, gdy jej horrendum nareszcie zakomunikować zdołała przez trąbkę pani Jehoram, i szepty urągliwe całego towarzystwa, w których słyszał imię swoje, powtarzane przy wybuchach wesołości, — nakoniec zupełna konsternacya jego protektora wikarego, który teraz zrozumiał, że kampania przegrana jest nieodwołalnie. Tu i owdzie odzywały się w połowie przychylne uwagi, jak naprzykład pani Pirbright, która przyznawała się, że po takiej muzyce wyznanie podobne było wprost nie do przewidzenia, a byłby się nawet pocieszył domysłem miss Papawer starszej,