Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   181  —

i szeptów, z których naprawdę mógł się był dowiedzieć nieco więcej, aniżeli z kłamanych oznak towarzyskiej dresury, tych ksiądz poczciwina, opanowany przez własne wzruszenie, nie pochwycił wcale.
— Szkoda, że nie jest lepiej ułożony, — szeptała poufnie wikaremu lady Hamergallow. — Ani się uśmiechnie, ani ukłoni jak należy. Ale w każdym razie to jest nadzwyczajne — tak, nadzwyczajne!
— Czy pan to tak wistocie zaimprowizował — jakżeby się wyrazić... no, tak z natchnienia, przyszedłszy tutaj? — pytała przy odpowiednim, wielce wymownym błysku oczów pani Jehoram.
— Tak, to jest, jak na muzykę dyletanta, dosyć godne uwagi — mówił proboszcz z Ipping-Hanger do pana Slater. — Dar jest... niema wątpliwości, ale nie widzę tam studyów należytych. W każdym razie były u niego dwa albo nawet trzy tematy godne uwagi. Chciałbym z nim pogadać trochę; myślę, że nie byłoby to dla niego bez pożytku.
— Jego pantalony są trochę w tym samym guście, co jego muzyka. Trzebaby mu na sposób ubierania się zwrócić pewną uwagę, — dopełnił w odpowiedzi pan Slater.