Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   180  —

przywilejów przybywał przywilej decyzyi w rzeczach sztuki.
Za tym przykładem i na to hasło powstał jednozgodny okrzyk krótki, oznaczający uwielbienie, a po nim rzęsisty oklask. Wyróżniało się w tym oklasku bicie w szapoklak niby w tamburino pana Rothborn Slater, i magistralne uderzenie o siebie dłoni proboszcza z Ipping-Hanger, którego twarz zachowywała jednocześnie maskę najwyższej kompetencyi.
— No, co do mnie, mam dosyć! — szepnęła pani Pirbright, przyjmując udział w manifestacyach uznania, a zarazem dodając głośno dla wszystkich:
— To prawdziwa biesiada duchowa taka muzyka!
— Mnie muzyka wzrusza tak niesłychanie, — wyszeptała do swego sąsiada panna Papaver starsza, przysłaniając oczy swemi długiemi rzęsami.
Rozbudzony z zadumy swojej wikary chciał sprawdzić, jakie też grą swoją zrobił wrażenie gość z Zaświatów. Obserwacya dorywcza zadowoliła go najzupełniej. Ten poklask zresztą sam przez się dawał świadectwo niewątpliwemu uczuciu zachwytu u wszystkich zebranych naraz. Co zaś do owych gestów