Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   175  —

czasem, tu jak widzę, cisną się do koła tego zniewieściałego typu, a i mężczyźni także...
— Jest pan dzisiaj nad wszelką miarę złośliwy, panie Jerzy! — upominała się młodsza miss Pirbright, — tymczasem jabym zaręczyła za to, że on nie jest uróżowany.
— Niechże mię pani nie bierze za jego dozorcę, szanowna lady Hamergallow! — usprawiedliwiał się wikary, — bo tak nie jest wistocie. W każdym razie miło mi, że zwrócił on na siebie jej uwagę.
— Więc pan naprawdę myślisz improwizować? — pytała w zachwycie pani Jehoram.
— Pss...t! — odezwał się ostrzegająco proboszcz z Iping-Hanger.
Wirtuoz zagrał. Wpatrzony wdal, tak, jak to robił zawsze, grając dla siebie samego, zaczął pieśń rzewności niewysłowionej, w której przebijało coś, niby skarga duszy samotnej Zapomniał o swojem otoczeniu, a utonąwszy myślą w krainie tak odmiennej od ziemi, na którą go strąciło przeznaczenie, wpadał chwilami w nastrój inny, a wtedy dźwięczała nuta fantazyjna, a nawet dzika poczęści. Wikary uległ ponownie tak silnemu wzruszeniu, że mu się wprost śmiesznemi wydały wszystkie jego poprzednie niepewności i obawy. Pani Jehoram, niewiadomo czy