Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   170  —

wyjątkowym wdziękiem ja się z tego wywiązuję.
Właściwe bąki, przewidywane przez wikarego, rozpoczęły się z chwilą zbliżenia gospodyni domu. Zmierzony wzrokiem lady Hamergallow młodzieniec przestraszył się tych oczu, przedstawiających się z poza szkieł wielości przynajmniej podwójnej, i zrobił krok w tył; przepomniał też wikary o wytłumaczeniu mu użytku nieodłącznej trąbki akustycznej gospodyni domu, i tu był bąk drugi, bo anioł jak wiemy, ambarasu sobie wielkiego z niczem nie robił, i zdziwienie swoje na widok rzeczy dla siebie nowej, objawiłi tym razem uśmiechem. Uśmiech był bardzo pociągający, ale w danym wypadku inkongruencyi niewybaczalnej w żadnym razie. Do mniejszych niewłaściwości zaliczyć wypadało zabranie miejsca na taborecie fortepianowym, ale to policzono mu już na karb jego modestyi profesyjnej, i nazwano odczuciem swego położenia towarzyskiego. Gorzej wypadła o wiele sprawa z herbatą, której ilość nieznaczna dostała się dywanowi zaściełającemu posadzkę wraz z pewną ilością okruszyn od ciastek, a tu niesposób było przecie wytłumaczyć komukolwiek ze zgromadzonych, że w kwestyi spożywania darów Bożych anioł był nie tylko