Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   160  —

Musisz, kochana pani, przyznać, że ludzie mają tu języki nietylko od kształtu.
Nigdy nie miałam wielkiego zaufania do wikarego, i do tego przyznaję się całkowicie. Znam tego człowieka...
— Niemniej historya nie jest nieprawdopodobną. Gdyby ten pan anioł był osobistością zupełnie excentryczną...
— No, jużciż chyba ten strój jego dowodzi pewnej excentryczności. Są przecież stopnie i granice!
Nagle oczy pani Iehoram spoczęły nieruchomo na jednym punkcie, na który się skupiła cała jej uwaga, a po chwili z prawdziwem zadowoleniem wykrzyknęła:
— O wilku mowa, a wilk tuż! Patrz pani, teraz mija to pole zasiane żytem. Tak, to on! — jestem najpewniejszą, bo nawet rozróżniam już trochę ten jego garb... Chyba, żeby to był człowiek niosący ciężar na plecach. Bądź pani łaskawą podać perspektywę teatralną!.. ależ tak, to on! — potwierdziła pani Iehoram, oddając szkła gospodyni domu. Niezawodnie to jest mężczyzna, a nawet piękny mężczyzna.
Pani Mendham popatrzyła przez chwilę, a odjąwszy perspektywę od oczu, zrobiła jedną tylko uwagę: