Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   127  —

I niebawem jak ich było trzydziestu kilku zaczęli śpiewać chórem na jakąś popularną nutę miejscową: „Obetnij sobie włosy! Obetnij sobie włosy!“
— Szczególne jest to plemie ludzkie — powtarzał sobie anioł. — Tamten wczoraj chciał mi obciąć skrzydła, tym małym przeszkadzają moje włosy, a tej starej złej damie niepodobała się cała moja osoba i chętnieby mnie była obcięła całego. No, jeśli i tam ta zmartwychwstanie!

Zkądeś ty, cudaczny panie
Wziął całe twoje ubranie?

Zaintonował jakiś poeta okolicznościowy, i wnet dwuwiersz, przy akompaniamencie innej jakiejś muzyki, powtórzyła rzesza swawolna kilkanaście razy.
Właściwie mówiąc nie zaczepiali go, ale w tych spojrzeniach trochę szyderczych, trochę wesołych nie widać było życzliwości żadnej, i z tego powodu nie czuł się anioł ośmielonym do odpowiedzenia im w jakikolwiek sposób. Przypatrywał się niemniej młodzieży z zajęciem, bo byli chłopcy wzrostem, a i nastrojem także odmienni od tych ludzi, których widywał dotąd, to jest od dorosłych.
Zresztą monologował sobie zcicha nawet w chwili ostatniej: