Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaginionego bytu; — myślałem o tem znowu z lekką tęsknotą, jakiej doznawa ten, co otworzył książkę i znajduje w niej powiędłe kwiaty, które mu w latach młodzieńczych ofiarowała kochanka.
Czy stary Zwak wciąż jeszcze co wieczora z Vrieslanderem i Prokopem siadują „pod cebrem“ i w wyschniętej Eulalii budzą oburzenie?
Nie, to był Maj — czas, w którym Zwak ze swym teatrem kukiełek błądzi po prowincji i na zielonych łąkach wygrywa historje sinobrodego rycerza.

Siedziałem w celi samotny. — Vossatka, podpalacz, mój jedyny towarzysz na ten tydzień, parę godzin temu zaprowadzony został do sędziego śledszego.
Przesłuchanie trwało dziwnie długo.
Oto żelazny rygiel u drzwi zazgrzytał. Z promienną od radości twarzą wpadł do celi Vossatka, rzucił tłumok ubrania na pryczę i z szybkością wiatru zaczął się przebierać. Kostjum więzienny — sztukę po sztuce — z przekleństwem rzucał na podłogę.
„Nic mi nie mogli dowieść, te dranie! Nic! Podpalenie! — A jakże! wskazującym palcem dotkął dolnej powieki rozszerzając oko po łobuzowsku. Na Vossatkę za młode wy głupcy! Wiatr był — powiedziałem. No i na tem stanęło. Teraz niech sobie szukają wiatru w polu! No, servus, dziś wieczorem. To się wyrówna. U Loisiczka!“ Rozwarł ramiona i zatańczył „tupanego“. Tylko raz w życiu kwi-i-itnie Maj!“ — Nałożył sobie małą ceratową czapeczkę na głowę. — „Ale — właśnie — to pana zaciekawi, panie hrabio! Wie pan nowinę? Pański przyjaciei, Lois, wyłamał się, uciekł! Właśnie tam na górze, dowiedziałem się o tem u tych draniów. Już przeszłego miesiąca — wypłynął sobie na łąkę — i jest teraz het — het za górami“ — — tu palcami uderzył się kilkakrotnie w rękę.