Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złoty zegarek z pogiętą pokrywą — aby zaś pau widział, że ja to myślę szczerze, musi pan ten drobiazg przyjąć odemnie. Jako prezent.
„Co też panu do głowy przychodzi? — odparłem — przecie pan nie uwierzy — — —,“ nagle przypomniałem sobie, co mi o nim mówiła Mirjam i, aby go nie urazić, wyciągnąłem rękę.
Nie zwracał na to uwagi, zbladł niespodziewanie jak ściana, nasłuchiwał i zarzężał:
— Tak, tak! Wiedziałem o tem. Znowu Hillel. Puka.
Usłyszałem pukanie, wszedłem do drugiego pokoju i, aby go uspokoić, zamknąłem drzwi pośrednie za sobą.
Tymczasem nie był to Hillel. Wszedł Charousek; chcąc mi dać poznać, że wie, kto u mnie jest tuż obok — położył palec na ustach — i zaraz potem, nie czekając co powiem, zasypał mię całym potokiem słów:
„O, najczcigodniejszy, najdroższy mój mistrzu Pernat, jakież słowa mam znaleść, by ci wyrazić swą radość, że cię znajduję w domu, żeś sam — i żeś zdrów!...
Gadał jak aktor, a jego napuszona i nienaturalna mowa była w tak ostrem przeciwieństwie z jego wykrzywioną twarzą, że opanowała mnie głęboka trwoga.
„Nigdybym nie ośmielił się, mistrzu, przyjść do ciebie w łachmanach, w jakich nieraz mnie widział mistrz na ulicy, co mówię: widział! Toż nieraz mi pan życzliwie podawał rękę pomocną.
Ze dziś wchodzę do pana w białym krawacie i nowem ubraniu — wie pan, komu to zawdzięczam? Jednemu z najszlachetniejszych — i niestety — ach — najbardziej zapoznanych ludzi naszego miasta. Wzruszenie mnie ogarnia, gdy o nim pomyślę.
Przy skromnych bądź co bądź swoich środkach ma on zawsze dłoń otwartą dla biednych i potrze-