Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żebym dzięki temu przekonał się, jak przemijają wszystkie rzeczy ziemskie; chociaż o tem już dawno wiem, o czem każde dziecko wie, każdy pies na ulicy wie. Biedna, biedna Mirjam! Gdybym jej mógł przynajmniej pomóc. Należy powziąć postanowienie, zanim przeklęty pociąg do życia znów się we mnie obudzić może i nęcić zacznie nowemi złudami.
I cóż mi przyszło z tego wszystkiego: z owych wieści z królestwa nadrzeczywistości?
Nic — zupełnie nic.
Tyle tylko być może, żem obłąkał się w tem kole i ziemię odczuwałem jako niesłychane cierpienie.
I było jeszcze coś. — — —
Obliczałem w myśli, ile miałem pieniędzy złożonych w banku.
Tak, to prawda. To była jedyna, choć licha rzecz, która śród moich błahych działań na ziemi jeszcze miała jakiekolwiek znaczenie.
Wszystko com posiadał — oraz trochę drogich kamieni, które były w mojem biurku — związać w jeden pakiet, i posłać Mirjam. Na kilka lat przynajmniej wyzwoli ją to od trosk życia codziennego. A także — napisać list do Hillela, aby mu wytłumaczyć, jak to stała sprawa z „cudami.“
Tylko on mógł jej dopomóc.
Przeczuwałem; on znajdzie dla niej radę. — Pozbierałem kamienie, złożyłem je w woreczku, spojrzałem na zegarek: gdybym teraz poszedł do banku — w godzinę mógłbym całą sprawę doprowadzić do porządku.
I przytem jeszcze bukiet czerwonych róż kupić dla Angeliny! — — krzyczało coś we mnie z dziką tęsknotą.
O, jeszcze jeden dzień żyć tylko, jedyny dzień!
Jakto — i znowu zapaść się w to samo dręczące zwątpienie?