jeszcze patrząc uparcie w stronę winnicy. Nawet już zdaleka, póty, póki mogła widzieć ostatnie oliwki wuja Mikołaja, oglądała się raz po raz.
Piotr zauważył to i zły był na siebie i swój przeklęty, pełen przekory charakter, potem zaczął na nowo marzyć o dniu winobrania. Poprosi Sabinę, by poszła z nim razem do szpaleru, tam, gdzie on będzie ścinał winogrona; pójdą naprzód, naprzód, daleko od innych, by ich nie szpiegowano. On będzie ścinał grona małym sierpem, ona będzie je zbierała do koszyka i, rumieniąc się, słuchała jego słów miłosnych. On jej pomoże podnieść pełny koszyk na głowę i zanieść do wózka, a wtedy oczy ich spotkają się z niewypowiedzianą słodyczą.
Oczy Piotra już ją w sobie odbijały.
— Tu, może to będzie tu? — myślał, idąc ku najdalszym szpalerom winnicy, gwiżdżąc i klaszcząc w ręce, aby odgonić ptaki, które dziobały winogrona. Stado pliszek o ruchliwych ogonkach porwało się z hałasem i znikło w czystem, przezroczem powietrzu, a powiew wieczorny naniósł aż do winnicy opadłe z grusz liście.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/30
Wygląd
Ta strona została przepisana.