Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I Piotr miał oczy szare i błyszczące, nie spuścił więc głowy, wytrzymał z mocą wzrok Noiny i choć czuł, że mu uszy płoną, rzekł spokojnie:
— Zasięgnijcie języka.
Mikołaj zasięgnął języka u ostatniego chlebodawcy Piotra i otrzymał tak dobre świadectwo, że zawarł z nim odrazu umowę.
Ciotka Luiza i Marja były niezadowolone z wyboru, ale Mikołaj czuł się niedobrze, aby go więc nie drażnić, milczały, postanowiły tylko, zwłaszcza Marja, mieć oczy otwarte.
Niemniej przymknęła je nieco, aby dobrze wybadać Piotra, w dniu kiedy wszedł na służbę. Było to piętnastego września, w ponury, cieńmy i dżdżysty wieczór.
Piotr nie mógł go nigdy w życiu zapomnieć. Kiedy znalazł się w kuchni, trochę ciemnej i smutnej, mimo panującej w niej czystości i dostatku, i powiesił świtkę swoją na drzwiach, opadło go wielkie przygnębienie i duży niesmak z powodu zimnego, pełnego niedowierzania przyjęcia przez gospodynie.
Marja nalała mu szklankę wina. Był to powitalny kubek, pierwszy, jaki wypił pod tym dachem, odtąd niby własnym.
— Wypij — rzekła, bystro patrząc na niego.
— Za wasze zdrowie — odpowiedział i, pijąc, zaczął i on przypatrywać się Marji. W zimnym i badawczym wzroku swojej nowej pani wyczuł głęboko jej brak zaufania do świeżo przyjętego sługi, odgadł, że