Strona:Grający las i inne nowele.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»O wielkiej krzywdzie i rozpaczy zmarnowanego życia, co ze zszarganemi skrzydłami wlecze się przy ziemi i łka pocichutku...

Duszę Gotfryda zalała rozpacz... ktoś wydarł mu jego tajemnicę, ktoś podpatrzył i ukradł mu pomysł napięcia strun o konar drzewa. Lecz tamta druga pieśń stokroć piękniejsza od jego hymnu młodości, bo smutna smutkiem końca, przekwitu i śmierci. Rzucił się w tę stronę, zkąd dochodził go dźwięk tej drugiej lutni, przebiegł jak raniony zwierz wielką przestrzeń lasu, przedzierając się przez gąszcze... I kiedy wreszcie dobiegł do miejsca, gdzie rodził się dźwięk, stanął jak skamieniały, z oczyma utkwionemi w jeden punkt... Oto ta druga lutnia, straszliwa, niezapomniana... Na przechylonem drzewie nad ziemią, uczepione włosami do gałęzi, wisiały nieruchome zwłoki kobiety... Na włosach jej złocistych, wyciągniętych, grał wiatr swą pieśń, jakby na przedziwnej lutni o tysiącu strunach... Po włosach tych, rozrzuconych lśniącą falą wśród gałęzi, poznał Gotfryd królowę swych marzeń i swojej tęsknoty... te same to słodkie włosy, które niegdyś wymykały się z pod błyszczącego hełmu rycerza-kobiety kiedy jak błyskawica na czele