Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz mych oczu nie nęcą w głaz zaklęte cuda,
Silnych wieżyc wysmukłość, wiotkich rzeźb ułuda,
Jasność pełna otuchy i mrok pełen strachu;
Duch mój bliżej przypada, gdzie świeży a krzepki
Głos dziewczęcy wypływa z poddasznej izdebki,
Zawieszonej, jak ptaszę, na krawędzi dachu.

Jeśli świątynia słońcem, izdebka jest gwiazdką,
Lecz ja nad dąb olbrzymi wyżej kładę gniazdko;
Milszy mi szept wietrzyka, niż ryk huraganu;
I gdy mi przepych morza staje się widomy,
Przekładam drobną mewę nad skał wielkich złomy
I ćwierkaniu jaskółki nad szum oceanu.



II.

Cudna ustroń! Wśród bluszczów przezroczystej siatki
Błyska małe okienko przystrojone w kwiatki,
Z szybami, które promień poranku rozżarza;
Trzy gwoździe podtrzymują zazdrostkę zieloną,
Która przed żarem słońca słabą jest ochroną,
A otwiera się, nakształt dużego wachlarza.

Za oknem, tuż przy rynnie, gdzie się kot wygrzewa,
Rośnie lilia, i falą do izdebki wlewa
Blask i zapach swej białej, przeczystej korony;
Korzeń jej tkwi w wazonie, barwionym błękitnie,
Na którym błyszczą pawie, i uroczo kwitnie
Świat fantazyi, przez bladych chińczyków wyśniony.

Chwilami, w mroku celi przebiega i błyska
Cień o kształtach kobiety a barwach zjawiska,