Ta strona została uwierzytelniona.
Skrzepiła pierś niebiańska moc,
Nadzieje nie zawiodły.
Nie chciał mój duch pociechy słów,
Wzgardził pocieszycielem,
Lecz tknął go Bóg — i szczęsny znów
I jasny znów weselem.
Od oczu mych uciekał sen,
Czuwałem mimo chęci;
Rój dzikich mar, tłum strasznych scen
Przesuwał się w pamięci.
By zwalczyć ćmę, co kradnie blask,
Krew pije, suszy kości.
Wspomniałem dni twych pełne łask,
Wspomniałem port wieczności.
I w każdą noc, jak nurek toń,
Swą przeglądałem duszę,
Wiosennych snów wskrzeszając woń.
I mroki i katusze.
Dręczyła myśl: „Ach! czyliż Bóg
Ze wszystkiem mnie opuści?
Czyż ze mnie łup mieć będzie wróg?
Nie wyjdęż z tych czeluści?
Azali Pan na zawsze już
Dla mnie się stał daleki?
Czyż Jego łask obfity kruż
Wysechł na wieków wieki?