Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto jest plaster! — mówi głosem takim, jakby anonsowała zbawienie.
Lecz Felicyan mruczy tylko niedbale i zaciska dokoła siebie kołdrę.
Dulską ogarnia rozpacz.
— Jakto?... więc i tego nie chcesz dać sobie przyłożyć?
— Nie.
Dulska zmienia taktykę. Opuszcza się na krzesło...
— Felicyanie! — mówi, jęcząc. — Felicyanie! miejże zastanowienie! Dokąd będziesz się wylegiwał i rujnował mnie i nasze biedne dzieci? Mówisz, że jesteś chory. Dlaczego nie chcesz się dać wyleczyć? Może cię ominąć awans. Czyż zawsze chcesz tkwić w siódmej randze? Ta pomyśl, człowieku!...
I po chwili:
— Daj se przyłożyć plaster...
Felicyan jest jakiś zmęczony, znużony. Chce za wszelką cenę spokoju. Ta masa ciała, jęcząca tuż przy łóżku i zabierająca mu powietrze, męczy go. Wyciąga więc rękę.
— Dawaj! — mówi.
— Ja ci sama przyłożę.