Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być ową reine-mère, przyjmującą synowę. Lecz i tu i tam błyskawice leciały z pod powiek. Taksa odbywała się na wielką skalę.
Dulska była w położeniu przekupki, która na straganie swój towar widzi już stargowany i nawpół kupiony przez nabywcę.
Towarem tym był jej syn.
Lotem ptaka przesuwały się przed nią wszystkie koszta, jakie wyniosło wychowanie i wykształcenie Zbyszka.
I to, co on »brał« — za siebie wydało się jej za mało.
Wydęła usta.
Lecz panna nie dała się zbić z tropu. Uczuła, że jest stawiana na wagę. Natychmiast zagadnęła:
— Czy to krewni państwa ci Dulscy z Rzeszowskiego?
Dulska spłonęła.
Nie należała bowiem do tych prawdziwych Dulskich herbowych i szlachectwem uświęconych. Felicyan był mieszczanin i gałąź Dulskich mieszczańska nie miała nic wspólnego ze szlachtą, dobrą starą szlachtą.
Dławiąc się, odparła coś niewyraźnie: