Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sować przedstawionego jej towaru, jak należy.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Lecz oto na ulicy Zbyszko odrazu odzyskał fantazyę.
Wychodząc z bramy, melancholijnie podniósł oczy w górę.
I oto na wysokościach drugiego piętra, na obskrobanym od zbyt częstego użycia murze okna, ujrzał przegiętą i uśmiechniętą »pannę« w czerwonej płomiennej matince. Zdołała błyskawicznie przebrać się i wywiesić w oknie swe ciało, wolne od ucisku klasztornego stanika. Zęby błyskały radośnie, a z pod powiek »sypało się« na Zbyszka już nie oko, ale cały fajerwerk zadowolonych i pełnych aprobaty spojrzeń.
Zbyszko od razu, w lot pochwycił ten »ton« i odpowiedział tą samą nutą. Ba! zaryzykował nawet ukłon, który miał wszelkie cechy porozumiewawcze i prawie zuchwałe. Poczem wydobył ze swych głębi i źródeł życia najefektowniejszy chód pełnego siły i obietnic młodzieńca i oddalił się, czując, iż