Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaki znów doktór?
— Był ten z przeciwka.
Dulska posiniała.
— O! jak to przyciągnął. Węszy... co?
— Mamciu, ja go zawołałam.
— Ty? Jak?
Mela chce ocalić Kasię. Jest heroiczną.
Przez okno.
— Dulska się przeraża.
— Ty? przez okno? Jak śmiałaś? Taże to publika! Dzie ty widziała, żeby porządna panna wołała na doktora przez okno. Czy ty nie masz wstydu?
— Mamciu! tacio ma umrzeć!
— Zwaryowałaś! Tak się nie umiera: mir nichs — dir nichs. — Wynoś się — kurze ścierać.
— Mamciu! taciowi źle — pan doktór powiedział, żeby natychmiast posłać po niego na klinikę chorób wewnętrznych i żeby mamcia powiedziała, czy się godzi na konsylium.
— Na co?!
— Na konsylium! i czy ma przywieźć ze sobą profesora, to go uprosi...