Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cku... Nie tylko względem mnie dopuściłaś się zbrodni, ale i względem samej siebie. Taki grzech.

muszka.

Grzech? zbrodnia? Zmieniłaś zdanie. Wczoraj jeszcze słyszałam tu z twoich ust, że takie same grzechy prababek były ich cnotą i wdziękiem.

lulu.

To są grzechy z oddalenia i te nabierają wdzięku. One mnie nie dotyczą!...

muszka.

Ja się na tem nie rozumiem. A teraz, jeżeli chcesz, ażebym ci powiedziała prawdę — to temu co się dzieje — ty właśnie jesteś winna.

lulu.

Ja?!

muszka, gwałtownie.

Ty! Przypomnij sobie. Jakeście przyjechali... jaką mnie znalazłaś? Pogodzoną z losem! Nie kochałam i nie wiedziałam, co jest być kochaną. Byłabym tak została. Lecz wy oboje, a głównie ty, zaczęliście budzić mnie i ukazywać, że jest jakiś świat inny, niż mój dotychczasowy! Mąż mój miał racyę. W nasz dom sprowadziliście dziwną atmosferę, która mnie otoczyła jakby siatką ognistych drutów. Ja nie umiem się dobrze wysłowić, ale tak było!

lulu.

Teraz powiesz, żeśmy cię zdeprawowali.

muszka, coraz namiętniej.

Wituś analizowany przez was, ukazywany coraz w gorszem świetle zaczął mi być niemożliwym do zniesienia.