Przejdź do zawartości

Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
tolo.

Frazesy. Leżysz na niej, drapiesz, szarpiesz, ciągniesz co dać może Jakby ci nie niosła porządnie, ciekaw jestem, czybyś ją kochał.

wituś.

To nieprawda. Uprawiam ją.

tolo.

To się tak nazywa. Ale rezultat — pieniądze, u mnie ten sam rezultat — pieniądze. Tylko, że się sam nie babrzę, a każę się babrać, bo nie lubię czarnych robót, wolę jeździć do Vichy i pielęgnować moje atretyzmy. Widziałeś? roztyłem się. Raz jeden człowiek żyje.

wituś.

Gdyby tak wszyscy myśleli jak ty.

tolo.

Ale szczęściem są tacy jak ty. Wiesz, wspaniale w tym kostyumie wyglądasz.

wituś.

Męczy mnie... biały... muszę ciągle uważać Byłem teraz pomiędzy zabudowaniami, o co słomy, muszę się przebrać...

tolo.

Nieszczęście!... Wiesz — zróbmy przyjemność naszym paniom — ubierzmy się we fraki, one coś także tam urządzają w sekrecie.

wituś.

Za nic.

tolo.

Jak chcesz! Kolorowe fraki. Chaussé’s, ja nawet kazałem przyrządzić — wynalazłem u ciebie.