Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdarzało się czasem, że ręka mi tak drżała, że nie mogłem pisać. Moi koledzy i przełożeni uważali mię za zniesławionego, niegodnego szacunku, wyzutego ze wstydu, ogłupiałego, prostego człowieka. Udzielono mi parę razy napomnienia, potem usunięto mię z czynnej służby a w końcu w imię obrażonej moralności dano mi dymisyę.
Aż do tego dnia przedstawiałem przynajmniej wartość mojej płacy. Odtąd nie byłem tyle wart co stara szmata, co czerep wyrzucony na ulicę.
Nic nie jest w stanie dać panu pojęcia o okrucieństwie, o zawziętości, z jaką mię dręczyły moja żona i moja świekra. A przecież zabrały mi te parę tysięcy lirów, które mi jeszcze zostały, agentka otworzyła na moje ryzyko sklep z łokciowymi towarami i z tego małego interesu mogła cała rodzina wyżyć jako tako.

Traktowano mię jak ostatniego włóczęgę, postawiono na jednej stopie z Baptystą. I zastawałem niekiedy w nocy drzwi mego domu zamknięte i głód cierpiałem. Nie cofałem się przed żadną pracą, przed żadnym trudem, podejmowałem się najniższych, najbardziej upokarzająch robót. Męczyłem się od rana do wie-

— 92 —