Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawrotu głowy, pewnego rodzaju mdłości... Wie pan, zwykłe oznaki... I ja, co ze skrytą nadzieją oczekiwałem tego objawu, tych oznak, tego spełnienia najgorętszych pragnień, tej bezgranicznej radości wśród smutków moich, padłem przed nią na kolana, jak przed cudem jakim... „Czy to było możliwe? Czy to było możliwe?“ Tak, powiedziała mi to, potwierdziła. W łonie swojem nosiła drugie życie.

Nie może pan tego pojąć. Gdyby pan nawet był ojcem, nie mógłby pan zrozumieć tego wielkiego wzruszenia, jakie wstrząsnęło całą moją duszą. Niech pan sobie wyobrazi człowieka, mój panie, człowieka, który zniósł wszystko, co tylko można znieść na świecie, na którym okrutni ludzie całą swoją złość wywierali, nie dając mu chwili wytchnienia, człowieka, który od nikogo nie doznał miłości, podczas gdy sam marnował nagromadzone w głębi duszy swojej niewyczerpane skarby uczuć. Proszę sobie wyobrazić radosną nadzieję tego człowieka, mój panie, który oczekuje istoty z krwi swojej, dziecka, małego, rozkosznego, słodkiego stworzenia, oh tak nieskończenie słodkiego, któreby go kochało... któ-

— 79 —