i chwycił mię za ramię, przyczem zaleciała mię od niego silna woń wina. Spostrzegł jednak swoją pomyłkę i poszedł dalej, na dół. Mechanicznie podążyłem i ja znów swoją drogą, i, nie wiedząc dlaczego, byłem zupełnie pewny, że spotkałem jakiegoś członka rodziny. Stanąłem przed drzwiami, na których wyczytałem: „Emilia Canale, agentka koncesyonowanego domu pożyczkowego“.
Ażeby niemiłemu uczuciu wahania raz koniec położyć, przemogłem się i pociągnąłem za dzwonek. Bezwiednie jednak pociągnąłem tak silnie, że dzwonek zadźwięczał jak szalony. Podrażniony głos odpowiedział z wewnątrz, ten sam głos, który przedtem zasypywał kogoś gradem wymyślań. Drzwi się otworzyły, i przejęty dziwnym strachem, nic nie widząc, nie czekając, bez tchu, wypowiedziałem prędko, połykając słowa:
— Jestem Episcopo, Giovanni Episcopo, urzędnik... Przychodzę, pani wie... względem córki pani... Pani wie... Proszę mi wybaczyć, za silnie pociągnąłem...
Stałem przed matką Ginevry, ładną jeszcze i świeżą kobietą, przed agentką ze złotym łańcuchem na szyi, złotymi kolczykami w uszach