Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czasem, kiedy wracałem z Wanzerem w nocy i musiałem przechodzić ciemny korytarz, ciemne schody, a zapałka nie chciała się od razu zapalić, uczuwałem zimny dreszcz w krzyżach, a włosy zaczynały mi się jeżyć. Prześladowała mię myśl, że ten człowiek zamorduje mię pewnej nocy.
To się nie stało. Stało się natomiast to, co się stać nie miało. Myślałem, że pewnej nocy zginę okrutnie z jego ręki, że to jest mój los nieuchronny. A tymczasem...
Ale proszę słuchać. Gdyby Wanzer owego wieczora nie był wszedł do pokoju Cira, gdybym był nie spostrzegł noża na stole, gdyby się ten obcy człowiek nie był zjawił w moim domu i nie podniecił mojej strasznej trwogi, gdyby...

Prawda! Ma pan racyę. Jesteśmy dopiero na początku, a ja panu mówię o końcu. Nie może pan zrozumieć, zanim panu wszystkiego nie opowiem. Plączę się. Nie mam panu nic więcej do powiedzenia, mój panie. Głowa moja taka lekka, taka lekka. Jak bańka wypełniona powietrzem. Nic więcej nie mam panu do powiedzenia. Amen! Amen!

— 22 —