Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sposób. Występowały wśród nocy i dręczyły go w sali kawiarnianej. Wylewał wtedy kieliszek wina na stół i, rozmawiając z towarzyszami, rysował postacie idealnej piękności, drżącą trochę ręką, a mimo to czyste formą, pojęciem i stroną duchową. W krzyku i hałasie napół pijanych fejletonistów, recenzentów i aktorów, stwarzały się arcydzieła, wygładzały kontury, uśmiechały biusty, płaskorzeźby, całe posągi. Z głową odurzoną winem rzucał nieraz słowo cyniczne lub podsuwał projekt dalszej nocnej wędrówki, ale ręka jego kreśliła wciąż te postacie, które drzemały senne w głębi jego piersi i rwały się na świat, do życia, do sławy! Był to talent olbrzymi, idący za postępem, z kierunkiem bardziej realnym, dążącym prawdą do ideału. Nie tworzył istot nadziemskich, niebywałych, tak doskonałych pięknością i wygładzeniem, że zdają się być lalkami, odlanemi ze stearyny. On brał człowieka z jego poetycznej strony, ale powstawiał mu chropowatość i zagięcia skóry, zarost włosów, a czasem niegrecką linję nosa. Wychodził z zasady, że natura nie jest macochą, i był przekonany, że właśnie udoskonalenie tego profilu popsułoby harmonję całego ciała.
Pracował niewiele. Był biednym, zostawionym samemu sobie, nie kochał nic i nikogo i na wzajem nie był kochany. Szedł przez życie puszczony samopas, aż oparł się w knajpie, w tym salonie inteligencji artystów miejscowych. W pierwszej chwili cofnął się z przerażeniem. a potem przywykł i szedł tam co wieczór, a powracał nad ranem, wrzeszcząc, hałasując po ulicach, zaczepiając policjantów i dziewczęta, kładąc się w poprzek chodnika, niby dotknięty nagłą śmiercią człowiek, i wyprawiając tysiące podobnych uciesznych zabawek.
Na progu pracowni witały go białe czyste jego posągi, patrzące ze smutkiem na tę twarz młodą, obrzękłą, sinawą, — na te włosy miękkie, falujące, pełne słomy, trawy i kurzu, — na te ręce zabłocone, wpakowane z pijackim uporem w kieszenie obszarpanego palta!
I był-że to ich twórca, ten człowiek, który przynosił ze sobą cuchnący oddech pomięszanych napojów,