Strona:Gabrjela Zapolska-Antysemitnik.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sukiennic. Po lewej i po prawej stronie słały czarne karawany doróżek. W świetle latarek majaczyły postacie doróżkarzy, odzianych jak uczestnicy wyprawy podbiegunowej. Jeden z nich, otworzywszy drzwiczki latarki, zapalał cygaro. Migocące światło oblało niepewnym blaskiem twarz rozzuchwalonego „kołtuna“ — twarz typową człowieka zdecydowanego na wszystko i nie bojącego się nawet „kunwissorza“.
Ku niemu właśnie skierował się Szatkiewicz. Postanowił wziąć „einspenera“ i pojechać do Odeonu.
Doróżkarz zmierzył współpracownika Kuryera dumnym i pogardliwym wzrokiem.
Machnął mu tuż pod nosem batem, wytarł bardzo prymitywnie nos i dwukrotnie z furją, z pasją, bez najmniejszego szacunku zapytał:
— Gdzie to jechać? Gdzie?...
Szatkiewicz uczuł się dotknięty tym tonem i z równą furją, z równą pasją odparł:
— Do Odeonu!
Doróżkarz włożył rękawicę wyłożoną futrem, obłożoną futrem i wyszytą futrem.
Trzasnął drzwiczkami tak, że cały wehikuł jęknął i zadzwonił, jak stara trumna i zaczął gramolić się na kozioł, mrucząc przytem przekleństwa i mało nastrojowe wymysły.