Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odemknąć powiek, aby umknąć przed straszliwemi zjawami.
Przepaska mnie ciśnie. Kompres wysechł i pali mnie. Ciężar obciskający klatkę piersiową przechodzi na całe zesztywniałe ciało.
Zanim utonąłem w okropnościach wizyi mieniących się, czuję jak usta moje przy powolniejszym oddechu sennym, zachwyciły smaku metalowego.
A matka króla Samuela mówi: „Cóż synu mój? Cóż synu krwi mej? Cóż synu moich życzeń?”
A matka króla Lemuela mówi: „Nie oddaj siły swojej temu, co służy na obalenie królów.”



Dlaczego chciałbym wyzdrowieć? Czy ta chęć wyzdrowienia słuszną jest? Dla kogo wartość mieć może ta moja długa męczarnia? Dla kogo zasługą być może ta cierpliwość niezłomna, bym to znów odzyskał, co poświęciłem?
Choć przytakuje ciało, duch mój się wzdryga. Ciało moje zaplątało się w obłędzie, dusza moja utwierdziła w prawdzie.
Duszy to mojej ostrzeżeniem i odczuciem tylko było, kiedy w ów wieczór za moim powrotem tyle miałem wątpliwości, zanim zgodziłem się na wyrok lekarza, zanim położyłem się i zagwożdzić dałem w tej ciemności, udręczonej chorym ogniem gorączki. Stałem jeszcze na nogach i miałem uśmiech jasny. Oko stracone? „Więc mam poczucie tego, co dałem.”
Taka była postawa, takie były słowa, które odpowiadały naturze ofiary i ofiarującego.

85