Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kolega ten nabył go w okolicy Cremony. Czelista wiejski grał na nim w chórze kościółka. Raz podczas nabożeństwa zapadł się chór z organami, wiolonczelą, muzykami i śpiewakami. Czelista złamał nogę. Instrument poniośł też szkodę, na zewnątrz grzbietu, ale nie na duszy. Po kilku dniach odebrano go majstrowi niedołężnemu, który go miał naprawić.
„Czyż swoim podstawkiem i swojemi grubo kropkami kończącemi się F. F. nie wydaje się pięknem obliczem pięknego głosu? Żyje. Nie potrzeba mu smyczka. Gra sam przez się, śpiewa sam w sobie. W Meksyku podchodziły do niego kobiety, zachwycone jego dźwiękiem anielskim i dotykały się jego skóry, cenniejszej i czulszej, niż ich własna.“
Tak mówi ten artylerzysta z Emilii, ubrany w uniform zielonawo-szary.
„Skóra kobiety zjada werniks. Widziałem w Nizzy Stradivaria pozbawionego w znacznej części swego pokostu skutkiem dotknięcia obnażonem ramieniem i dekoltowaną szyją wiolonistki.
Natomiast widziałem w Ferarze innego Stradivaria[1] pod kloszem szklanym. Jest to jeden z najstarszych jeszcze pod wpływem szkoły Amatiego. Całe prawie drzewo jego w proch się rozpadało a tylko sama siła pokostu trzymała je razem. I przypominam sobie, że obawiałem się odetchnąć żywiej przed tą relikwią.
Któż coś pewnego powiedzieć może o pokostach? Czy czerwony być ma? Czy żółty? Aby tak być niezniszczalnym, pokost instrumentu w Ferarze musiałby w sobie chyba mieć pył dyamentów.“

Trzymam rękę na grzbiecie wiolonczeli, podczas gdy artylerzysta siedząc dotyka się jej strun. A to,

  1. Stradivario i Amati również słynni skrzypkarze.