Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wygląda, jak młodzieniec, ale nie nosi szat Cheruba. Ubrana jest włoskim kostyumem, a szata, jej, jak staro włoskie, jest dwukolorową. Ma na głowie czapkę aksamitną, przypominającą mi Pisapella.[1] Brak jej tylko miecza, ładnego miecza na łędźwie wygiętej jak sierp — a sztuka musiałaby ustąpić zawstydzona.
Ma się ku wieczorowi. Światło staje się łagodnem. Owa Pietá lekka, która nazywa się Aelis otworzyła najodleglejsze okno i podała mi wodę w szklance o złotych krawędziach.
Powietrze wchodzi. Dotyka mego wychudzonego ciała, jak palce, nakładające balsam.
Każda moja rozkosz pełna jest męki. Oto bardziej spragniony jestem, niż wprzód, zanim się napiłem.
W wszystkich muszkułach czuję drganie najmniejszych włókien, jakby pełne były oprzędów, z których owady się właśnie wykluwają.
Cierpię. Woń róż coraz silniejsza. Zgaduję, że morze przypływa.
Cierpię. Dajcie mi środek odurzający, podniecający, zabójczy.
Niech się ten śpiew już skończy. Wtem — oto mina teraz pękła, nad brzegiem, w pobliżu Chioggii. Wzbudza ból w gałce ocznej.
Czy męka tej wiosny, którą znoszę, odezwać się może trylami w gardle Cheruba?
Złóżcie w troje jeden z mych bandaży i uduście go.
Rosnący sierp księżycowy stanął na zenicie. Śpiewy pozostawiły w pokoju nastrój dziwnie tłumiący. Jęk Cheruba pozostał we fałdach zblakłych firanek.

Kazałem otworzyć okiennice. Jasność zalewa moje ręce i czyni je bielszemi jeszcze.

  1. Słynny malarz włoski.