Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wylądowałaś w porcie irlandzkim, ciemnym od tysiąca a tysiąca kup dymiących węgla, jakby zagrożonym przez złowieszcze słońce.
Niewyraźne moje oczekiwanie zawiewało coś czystego w ten dym. Zdawało mi się, że cię widzę falującą tam w górze na pokładzie olbrzymiego okrętu, jak pierze strzały tkwiącej w cielsku potwora, co nie umiera. Nie znałem Twego nazwiska. Lecz nagle usłyszałem, jak posterunek Isoldy, na maszcie tego okrętu bez żagli śpiewał: „Utrapienie, utrapienie! Irlandzkie dziewczę, miłości nieodwzajemniona!”
Oto na nowo przystosowuję się do rzeczy nie znanych i do melodyi.
Mam jednak zawsze w ustach kruszec, a czasem nic nie czuję prócz smaku żelaza hartowanego w mojej krwi zgęszczonej.
Zostań zemną. Zamknij drzwi. Schowaj klucz. Zdejm bandaże, zerwij przepaskę. Odemknij okno.
Spraw, abym dziś wieczór znowu napił się z tobą napoju miłosnego w puharze dźwięczącym.

Wieczorem dzisiaj tańczy Skrjabin
z siłą łucznika księcia Igora
po własnem sercu nieśmiertelnem,
które dwojaką gra melodję:
melodję bolu i pragnienia.
———————————

Raz wraz uderza
skrwawioną stopą i rozrywa
śpiew i przekształca go w formie.
Gdy jednak stopa się unosi
w nierównym rytmie tanecznym,
ból i pragnienie odnajdują