Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeciwnie — ja czułam dla ciebie pewien rodzaj pogardy za to, że ty lgnęłaś do rozkoszy i do zmysłowej miłości.

ELKA.

Miałaś słuszność Julko!... Powinnaś była mną gardzić.

JULKA.

Nie Elko! — Nie miałam do tego prawa. Bo później — gdy zobaczyłam, jakiemi cierpieniami opłacałaś tę jałmużnę, ten cień szczęścia, za którym goniłaś, gdy przekonałam się, iż to ja raczej uciekam przed przeznaczeniem kobiety, chroniąc się w biel nieskalaną — odczułam, że ja jestem niczem — wobec ciebie Elko! — I ty wydałaś mi się tak wielką i promienną w majestacie twego macierzyństwa, tak tragicznie piękną w skardze twojej, że dziś ja proszę cię o przebaczenie!... Daruj mi poprzedni mój chłód i oziębłość. — Od tej chwili — Elko — ja jestem dopiero siostrą twoją!

ELKA.

Och!... starsza!... gdybyś ty wiedziała, jaka noc przedemną. — Chwilami zdaje mi się, że jestem już po drugiej stronie grobu!...

JULKA.

Nie Elko! Noc przed tobą, bo jeszcze mgła łez ci wzrok zasłania. Ale — czy zechcesz podać mi rękę — i czy pozwolisz prowadzić się przez resztę życia? Z czystem to mogę wykonać sumieniem. Tyś spłaciła swą dań jako kobieta, spełniłaś swe przeznaczenie. — Przeszłaś całą tragedyę miłości i nad grobem dałaś życie — życiu. — Lecz