Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Mężczyzna.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ta moja choroba musiała cię kosztować!... Boże, mój Boże!...

JULKA.

Proszę cię — nie myśl o tem!

ELKA (po chwili).

Julko!

JULKA.

Co Elko!

ELKA.

Powiedz mi prawdę — ale prawdę, jak na świętej spowiedzi... Ty... od... niego... nic nie wzięłaś?... ani centa!

JULKA.

Nie wzięłam nic. Na to ci mogę przysiądz.

ELKA.

Och! bo to byłoby straszne... ja umarłabym chyba, gdybym się dowiedziała, że on kupił mi choć łyżkę lekarstwa... Albo... trumienkę...

(nagle zaczyna płakać).

O! Julko! Julko!

JULKA (podchodzi ku niej i głaszcze ją po włosach).

Elko... proszę cię...

ELKA.

Tak straszno pomyśleć Julko, że ta mała trumienka, to wszystko...