Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jesiennym wieczorem.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w samym środku zboża — jak raz tam, gdzie dwie brzozy się zeszły. Zboże szumiało... szumiało, a krzyż nad niem jakby błogosławił... cała wieś zeszła patrzeć na krzyż panyczowy...

(Stoi oparta o ścianę, Lora, zbierając kwiaty, które się jej rozsypały z kolan, przyklękła przed ogniem i wije powoli sennymi ruchami wieniec. Żar ją oświeca. Słychać coraz większy świst wichru).

Paraska.
Tak koło serca boli, jak się to wszystko wspomni. Co Lora? ha?

Lora.
Tak, Parasko.

Paraska.
Tak niby ot skończyło się — ziemia została i niebo, i kwiaty, i wiosna przyjdzie a wszystko gorzko... jakby człek wrócił z własnego pogrzebu.

Lora.
Dobrześ powiedziała Parasko, tak, jakby człowiek wrócił z własnego pogrzebu.

Paraska.
I my tu jak w grobie!

Lora.
O gdybyż to w grobie — ale żyć trzeba i to najstraszniejsze.