Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jesiennym wieczorem.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z mojem sumieniem, bo kłamię, kłamię ciągle — czytując fikcyjne listy — pisując odpowiedzi... kłamię na każdym kroku.

Ksiądz.
Z tego grzechu córko — ja ciebie rozgrzeszam!... Pamiętaj, w ręku twem, życie ludzkie... życie...

(Milczenie).

Za kamień odpłacasz chlebem!

Lora.
Nie chlebem, lecz krwawemi łzami mego serca... (po chwili). Lecz ojcze, skoro mówisz, że to mój obowiązek — niechże tak będzie! Wytrwam, każę sobie wytrwać.

Ksiądz.
Modlić się za ciebie będę — prosić Boga o wytrwałość i siłę. Czy to wicher tak jęczy? O jakaż to smutna jesień! Muszę powracać do Łucka, do mego klasztoru. Za dni kilka zajrzę znowu. Zostań z Bogiem moja córko.

Lora.
Do widzenia ojcze... (całuje go w ramię, on kreśli krzyż nad jej głową).

Ksiądz.
Nie wychodź... w przedsionku zimno — konie już stoją przed gankiem. Och! co za czas okropny! (wychodzi na prawo).