Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jesiennym wieczorem.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ksiądz (z fanatyzmem).
Za tę pychę, którą popełniasz w tej chwili, mówiąc w ten sposób.

Lora (milczy zgnębiona).

Ksiądz (łagodniej).
Wiem, czuję to — rozumiem, że Bóg cię dotknął ciężej może, niż inne kobiety.

Lora (ze łzami).
O ciężej przedewszystkiem niż serce ludzkie znieść jest w stanie. Pomyśl ojcze, to ciągłe ukrywanie swego bólu, swych łez! Inne wdowy mają prawo głośno płakać, a przynajmniej powiedzieć — »ja cierpię, mąż mój umarł...« — pozwólcie mi płakać... w kir się przyodziać. Pozwólcie mi jechać szukać choćby jego grobu — wyczuć jego trumnę... przez warstwę obcej ziemi, pozwólcie mi tę trumnę przywlec z Sybiru ze sobą... mieć ją tu, opodal! A mnie nic niewolno! Muszę stłumić łzy — szarpać swą duszę, mówić sercu — milcz... i co najstraszniejsze udawać, że on żyje... Ojcze! ty nie możesz mieć o tem pojęcia. Ja sto razy przeżywam śmierć jego w jednej godzinie.

Ksiądz.
Wiem i czuję to moje dziecię. Lecz pomyśl, iż zadając gwałt swej duszy chronisz w ten sposób tego nieszczęśliwego starca od niechybnej śmierci.