Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jesiennym wieczorem.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Scena przedstawia dużą salą w bogatym dawniej dworze na Wołyniu. Na ścianach ciemne gobeliny — duże krzesła z oparciem wysokiem, kryte wiśniowym aksamitem — lustra wąskie w srebrnych ramach. Na lewo kominek, w nim przygotowane drzewo do rozpalania — w głębi dwa okna gotyckie i drzwi parapetowe do ogrodu, ozdobione kolorowemi szybami. W chwili podniesienia zasłony, scena pusta — drzwi otwarte do ogrodu. Widać w oddali duży krzyż drewniany, otoczony resztą kwiatów. Dalej — po bokach drzewa, jesienią ozłocone — po za krzyżem przez wyciętą perspektywę widać Styr, a za nim chaty wsi i wał lasu. Scena przez chwilę pozostaje pusta — poczem z prawej strony wolno wychodzi Lora w czarnej sukni, osłonięta długim szalem i zmierza ku drzwiom ogrodu. Jest to kobieta lat 38, o Grottgerowskiej postaci. Dochodzi do drzwi, staje w nich, opiera się o odrzwia i pozostaje tak nieruchoma. Ze strony wsi dolatują kołatki bydła wracającego z pola, nawoływania pastuchów, tony ligawki, trzaskania z bicza. Cicho z lewej — wychodzi Ksiądz siwy, stary, w białym habicie dominikana — podchodzi do zapatrzonej w przestrzeń Lory i mówi do niej cichym głosem.

Ksiądz.
Bóg z twemi myślami moje dziecię.

Lora.
A!... to ty ojcze!... Cóż jakże go znalazłeś?