Tylko przyjaciel jego kucharz Inocenty wiedział, co jest starszemu kelnerowi. Zapytany wzdychał ciężko — a wziąwszy wiązkę pietruszki, oglądał listki tajemniczo. Gdy nalegali, wzruszał ramionami, mrucząc:
— Ot! Wiecie... taka „łajdaczka“!..
I ucierał nos z całą pogardą dla tej „łajdaczki“, która w oczach personelu kuchennego majaczyła, jakby uosobienie potworności i przewrotności charakteru.
Józef tymczasem palił papierosa za papierosem.
To była jedyna jego namiętność.
Zatlony papieros schowany miał na szafie nawet podczas usługi. Przebiegając mimo szafy, chwytał go i pociągał parę razy, poczem kładł znowu na dawne miejsce. Był to jego nałóg — tak jak innych pijaństwo lub kobiety.
Nie!... Józef nie pił, a na kobiety patrzeć nie mógł.
Przyczyną tej nienawiści była... ta łajdaczka!
Podniósł ją z bruku, prawie nagą, drżącą od zimna i głodu, zbitą niemiłosiernie przez jakiegoś przechodnia, któremu drogę zastępowała. Wziął ją z litości prawie, a potem zatrzymał, bo czuł, że bez niej żyć nie potrafi. Konieczną mu była obecność tej śmiejącej się, ciemno-włosej dziewczyny w ciasnej izdebce
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/116
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
