Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swoje przekonania, swoje święte uczucia... ale dziś...

Dziadek (powoli z ciemności).

Co — dziś?

Komitetowy.

Dziś jest taki dzień, w którym powinniśmy połączyć się wszyscy, aby działać wspólnie dla dobra kraju.

Dziadek.

Zgaduję... Pan przyszedł tu z tem samem, z czem był przed chwilą rewirowy i komisarz. Chodzi... o te okna.

Komitetowy (cicho).

Nie widzę pana — słyszę tylko głos jego. Czuję w tym głosie wielką obelgę, jaką mi Pan ciskasz. Powinienbym odejść... a przecież... widzi pan, że ja mam szczere pobudki, bo oto stoję tu jeszcze i sądzę, że zechcesz pan szanowny zrozumieć, wniknąć w nasze położenie... odczuć, że na tem cierpiemy my, którzy gwarantowaliśmy, iż wszystko będzie jak należy.

Dziadek.

Wy gwarantowaliście? Wy? — A któż wy jesteście?