Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
(Ciemno już prawie zupełnie, tak, że ledwo dostrzedz można sylwetki. — Przez okno, w przeciwległej kamienicy dostrzedz można jak zapalają kolejno illuminacyę; po 4 świece w oknie).
Dziadek.

Anielko!

Pani.

Co dziadku!

Dziadek (cicho).

Może... ty... masz inną myśl... ja ci nie narzucam.

Pani.

Taką mam jak twoja — nie krzywdź mnie — proszę cię!

Dziadek.

Dziękuję ci.

Pani.

Jest więcej okien takich jak nasze. Jest ich więcej... ciemnych i — Nie my jedni ojcze! Nie my jedni! —

Dziadek.

Nie my jedni! Bogu dzięki! Bogu dzięki!

(dzwonek).
Pani.

Znów policya... już ja ich teraz przyjmę.