Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Car jedzie.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Dziadek.

Dozór zdjęliście, bo oznaczona liczba lat po moim powrocie z wygnania upłynęła.

Pomocnik komisarza.

Tak... rząd panu tę łaskę wyświadczył.

Dziadek (gwałtownie drżąc).

Tylko słowo łaska wyrzuć pan ze swej mowy! — Łaski nigdy nie przyjmowałem. Nie podawałem się z Tambowa nigdy o łaskę — pieniędzy za przymusowo mi sprzedaną wieś nie wziąłem. Czego więc?...

Pomocnik komisarza.

To już pana fanaberye i wola. Ale dozór my znieśli, choć mieliśmy pana na oku. I dziś przy wstreczy najjaśniejszych państwa okazuje się, że my mieli racyę. Pan się upiera, u pana jednego okna ciemne... Ot czut’ czut’ zapłonie illuminacya, wszyscy oświecą wesoło — tędy miłościwemu Panu droga, a u państwa okna ciemne... To nie może być...

(gwałtowniej)

To nie może być.

Dziadek.

Będzie!